Dni szybko mijaly.
Chlopcy krazyli pomiedzy USA, a UK... my z dziewczyami rowniez.
Po kolejnym, dlugim pobycie w LA przyszedl czas na powrot.
Tym razem nie bylysmy z zespolem wiec grzecznie czekalysmy na nich na lotnisku.
Oczywiscie gdy w drzwiach pojawil sie Nathan nie czekalam dlugo i przecisnelam sie pomiedzy fankami.
Rzucilam mu sie na szyje.
- Cz cz cz czeeesc... - wymamrotal zdezorientowany.
Ola gdy zobaczyla Maxa zrobila to samo tylko znacznie szybciej.
Nareesha udawala, ze jest spokojna, ale podbiegla do Sivy uradowana.
Kelsey... byla ubrana w krotka sukienke.
Byla 9:00, a ona wlasnie wrocila z imprezy.
Jej rzesy byly bardzo posklejane, kredka splynela juz dawno temu... ogolnie nie wygladala zbyt pociagajaco.
Biegla jakby w spowolnionym tepie.
Nie ulatwialy jej tego jej buty... 12 centymetrowe koturny....
Rzucila sie na Toma.
Sukienka automatycznie sie podwinela... nie musze chyba wspominac, ze na lotnisku bylo duzo paparazzich i ze wszystkie zdjecie pojawily sie kilka godzin pozniej w internecie...
Po jakiejs godzince... moze dwoch, znalezlismy sie w domu.
Chlopcy nie byli zmeczeni w jakims duzym stopniu wiec usiedlismy wszyscy na kanapie i opowiadalismy sobie co dzialo sie przez te tygodnie jak nie bylismy razem.
Oczywiscie zadna dziewczyna nie umiala sie odkleic od swojego ' Romeo '.
- Ojej... - Siva spojrzal na kalendarz wiszacy na scianie.
- Co sie stalo? - zapytala Nareesha.
- Jutro wystep w Dublinie! - ucieszyl sie.
Dublin to jego rodzinne masto.
Wreszcie szansa na spotkanie sie ze swoimi bliskimi!
- Ej... ale... - Max usiadl.
Ola jednak nie puszczala go.
- O Boze.. - Nathan zrobil wielkie oczy. - Ktora godzina? - zaczal szukac telefonu.
- No! Ludzie! - nagle otworzyly sie drzwi i wolnym, spokojnym krokiem wszedl Martin. - Co?! - krzyknal po tym jak na nas spojrzal.
- Sekundke! - krzyknelismy i wystrzelilismy jak z procy.
Szybkie pakowanie, zmiana stroju... po 15 minutach bylismy juz w Vanie.
- Was gdzies zostawic... samych... - Kevin krecil glowa.
- No przeciez nie zapomnielismy o samolocie! - Jay sie zbulwersowal. - My tylko... no... wiesz!
Na szczescie na lotnisku bylismy dokladnie o wyznaczonej porze.
Rowno o 20:00 samolot wystartowal.
Oczywiscie... jak zawsze... przespalismy caly lot do Dublina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz