W Polsce spedzilam rowne dwa tygodnie.
Zdecydowanie potrzebowalam takiej przerwy...
Oli tez by sie ona przydala.
Cala rodzina zawiozla mnie na lotnisko.
Wygladalismy jak jakas wycieczka.
Szybko pozegnalam sie z bliskimi i ruszylam na odprawe.
Po odprawie bagazowej przystapilam do paszportowej.
O 12:15 czekalam juz na lot, ktory mialam o 13:30.
Akurat troche czasu zeby odpoczac od wrzaskow rodzinki.
Bardzo ucieszyly mnie te dwa tygodnie w domu, ale troche sie odzwyczailam od cietych ripost moich braci, jak i rodzicow.
Przez ten czas w Polsce caly czas cos robilam.
Siedzac na lotnisku czulam sie jak na wakacjach.
Godzina minela bardzo szybko.
Obsluga lotniska ponaglala wszystkich by wsiadac do samolotu.
Ja jednak szlam wolnym krokiem ciagnac za soba torbe.
Mialam tyle rzeczy do zabrania do Londynu, ze nawet w bagazu podrecznym byly ciuchy.
Na lotnisku w Heatrow wyladowalam jakos ok. 16.
Wciaz nie wiedzialam kto po mnie przyjechal i czy w ogole ktos przyjechal.
Z piecioma ogromnymi torbami toczylam sie do wyjscia.
Gdy drzwi sie otworzyly uslyszalam krzyki.
- Haaaaaaaaaanyyyyy! - Ola rzucila sie na mnie.
- A tobie co? - zdziwilam sie.
- A... chcialam tak tylko atmosferke taka zrobic... wiesz... - klepnela mnie w ramie.
- Taa... - otrzepalam sie i poprawilam bluzke.
- Hej... - z tlumu ludzi wylonil sie Nathan.
- Hej... - usmiechnelam sie szczerze.
- Kasztan wrocil!!! - Jay wybiegl zza Nathana i mnie przytulil.
Jak sie okazalo po chwili na lotnisku byli wszyscy... doslownie wszyscy!
- Co was tak duzo? - mowilam wsiadajac do vana.
- A jaki dzisiaj dzien? - Ola uniosla brwi.
- No sobota.... - wyciagnelam telefon z kieszeni.
Mialam 14 nieodebranych wiadomosci.
Kazda wiadomosc podobnej tresci.
" Wszystkiego najlepszego ", " Sto lat ".
- Ej... dzisiaj jest 21 lipca?! - popatrzalam na wszystkich. Oni zrobili facepalma. - To by wyjasnialo dlaczego rodzina skladala mi zyczenia...
Nagle w vanie rozleglo sie " Sto lat, sto lat niech..... ".
Wszyscy zaczeli mnie przytulac i wreczac prezenty.
Po chwili zastanawialam sie czy to aby napewno ja mam urodziny bo gdy Max wreczyl mi podarunek pocalowal Ole.
- No dzieki, dzieki! Nawet w urodziny! - patrzalam na calujaca sie pare.
- Zobacz co ci kupilem. - Max usmiechnal sie.
- Oho... przydadza sie! - wyciagnelam torebki na wymioty.
- Wszystkiego najlepszego. - Nathan wreczyl mi jakis drobiazg i pocalowal mnie.
- NO TO CZAS SIE ZAAAABAAAAWIC! - wykrzyczala Nareesha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz