Za oknem -10°C a mnie i Oli nie ma kto przytulic.
- Boze, Boze, Boze... - mowilam uderzajac twarza w poduszke.
- Uuuuuuumieram! - powiedziala Ola hustajac sie na krzesle.
-
Siema! Ej bo jest akcja... - nagle do pokoju wszedl moj brat. - Bo jade
do Salt Lake City... to znaczy musze jechac no chyba ze mnie ktos
wyreczy.
- Chyba cie powalilo! Do zadnego Sal... cos tam nie jade! - zbulwersowala sie Ola.
- Cz cz cz czzzekaj... do Salt Lake City? Ale ze dzisiaj...? Czy ze jak? - zapytalam zaciekawiona.
- No dzisiaj... jutro byscie tam byly... To znaczy 2 lutego. - odpowiedzial.
- Ola...Ola!! Pakuj sie! Tu ten... no! - zaczelam nerwowo wstawac i klepac Ole.
-
Teraz to dowalilas! Nigdzie nie jade! - mowila ogladajac paznokcie. -
Ej, ale te Salt Lake City tak amerykansko brzmi nie...? - popatrzala na
mnie.
- Bo to jest w USA! Chlopacy maja tam drugiego wystep!!! - krzyknelam pakujac sie.
-
Aha... - odpowiedziala nie przejmujac sie. - Czekaj.... - zaczela
wstawac z krzesla. - Clopacy?! To znaczy?!.... - nie zdarzylam jej
odpowiedziec bo pobiegla sie pakowac.
To bylo najszybsze pakowanie jakiego doswiadczylam!
Jakies dwie godziny pozniej siedzialysmy juz w samolocie.
- Tym razem zadzwonmy do chlopakow... bo ja nie bede stala i czekala na taksowke 2 godziny! - powiedziala Ola po czym wykrecila numer do Maxa.
Ja zrobilam tak samo - zadzwonilam do Natha.
Lot trwal wieeeeecznosc!
Gdy czekalysmy na bagaze Ola odezwala sie niepewnie :
- A Daniel to... powiedzial ci co mamy mu zalatwic?
- O fuck! Bo my tu przyjechalysmy cos zalatwic.....? - nie czekalam na odpowiedz bo nagle otworzyly sie drzwi.
Porwalam torbe i pobieglam do Nathana.
Ola lekko sie zachwiala kiedy kolo niej przebieglam lecz gdy sie zorientowala czemu - rowniesz ruszyla w strone swojego ukochanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz