30.03.2012

Dziewiata ♥

Po kilku dniach w Nowym Jorku ruszylismy do LA.
To znaczy nie bylo tak latwo...
Samolot mielismy rowno o 9...
- No to co...? Idziemy szybciutko do baru? - zaproponowal Martin.
- Teraz? - zerknelam na telefon. - Jest 19:30... musimy jechac na lotnisko!
- Po co? Samolot mamy o 9... - szukal czegos w jakiejs torbie.
- No o 9... wieczorem! - Ola popatrzala na niego.
- Nie, nie, nie! - pokiwal glowa. - Rano... - pomyslal chwile. - Tak, na sto procent rano! - znowu sie zastanowil.
Nikt mu nie ufal no ale coz mielismy zrobic? Pomaszerowalismy do jakiegos baru.
Zamowilismy jedzenie, chlopcy po kuflu piwa... no i nagle na zegarkach wybila 20:30.
Telefon Martina zaczal dzwonic.
Nieporadnie wyciagnal go z kieszeni.
- Halo? - powiedzial. - Tak... Nie... Rano... Dokladnie... Prosze sprawdzic... - mowil spokojnie. - Co?! - wrzasnal i wstal szybko. - Chwila! - rozlaczyl sie.
Po jego minie od razu wiedzielismy, ze cos jest nie tak.
- Ha! Samolot pewnie na 21! - zasmial sie Max przytulajac Ole.
- Zbierajcie sie! Juz! Juz! - mowil roztrzepany Martin.
- O Boze! Mowilam! - wstalam ciezko z krzesla.
Niestety nastroj Martina wplynal rowniez na nasz nastroj.
Nie bylismy juz tak zrelaksowani jak wczesniej.
Wystarczylo, ze Martin krzyknal dwa razy, a my pofilmowani ruszylismy do taksowek.
Nie bylo czasu nawet na to zeby sprowadzic naszego wana.
Ja z Nathanem jechalismy w jednej taksowce z Ola i Maxem.
Pech chcial, ze to ja usiadlam z nimi na tylnej kanapie.
Cala droge na lotnisko okazywali sobie uczucia.
- Ja przepraszam bardzo! Ja tu siedze! - krzyknelam.
- Chcesz o tym porozmawiac? - Ola na moment odsunela sie od Maxa.
- Tak! Ale jestescie na tyle zajeci, ze mnie nie wysluchacie! - popatrzalam na nich.
Nie zwrocali uwagi na to co do nich mowilam... A mwilam duzo bo droga na lotnisko troche trwala.
W lusterku widzialam tylko Nathana usmiechajacego sie do mnie... no i z boku... Ole i Maxa zajetych soba.

- Wszyscy sa?! - zapytal roztrzepany Martin przy odprawie.
- Taaak.. ale czy to ma jakies znaczenie? - stalam oparta o jakis filar. - Jest juz 21:15...
- Cicho! Daje rade! - krzyknal Mart i pobiegl gdzies z naszymi paszportami.

W trakcie odprawy Martin caly czas gdzies wydzwanial.
Nie szczegolnie skupialam sie na tym o co chodzi poniewaz skupialam sie na Nathanie.
Katem oka widzialam, ze Ola i Max znowu sa zajeci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz